Była sobie kobieta, która każdego dnia czekała.
Czekała na słowa, na gest, na cudzy krok
– jakby jej życie zaczynało się dopiero wtedy, gdy ktoś inny je poruszy.
Mijały dni, miesiące, lata, a ona coraz bardziej przypominała księżyc w połowie
– świeciła tylko jednym obliczem, drugie było ukryte w cieniu.
Pewnego wieczoru spojrzała w lustro
i zobaczyła w nim nie brak, lecz połowę,
która pragnie stać się pełnią.
Zrozumiała wtedy, że jeśli dalej będzie czekać,
przeżyje tylko pół swojego życia.
Więc wstała następnego dnia i zrobiła pierwszy krok
– nie w stronę kogoś, lecz w stronę siebie.
I odkryła, że światło, którego tak szukała,
od zawsze mieszkało w niej.
Od tamtej pory przestała czekać.
Zaczęła żyć w całości
– pełna, piękna i prawdziwa, jak księżyc w pełni.