Był sobie mężczyzna, który kochał swoją wolność bardziej niż cokolwiek innego.
Mówił, że związek z kobietą to klatka, a on urodził się po to, by latać.
Kiedy spotkał pewną kobietę, jego serce zadrżało inaczej niż dotąd.
A jednak za każdym razem, gdy była blisko, w głowie pojawiał się strach:
„Jeśli się otworzę, stracę siebie.”
Więc uciekał – w ciszę, w samotność, w pozorną niezależność.
A ona cierpliwie patrzyła, choć wiedziała,
że tak naprawdę to nie przed nią uciekał, lecz przed sobą.
Pewnej nocy przyśnił mu się ptak,
który trzymał skrzydła tak mocno zaciśnięte,
by nikt ich nie dotknął.
I w tym śnie ptak spadał coraz niżej,
aż zrozumiał, że więzienie stworzył sobie sam.
Obudził się zlany potem i po raz pierwszy poczuł,
że wolność to nie samotny lot.
Wolność to możliwość kochania i bycia sobą jednocześnie.
I wtedy już wiedział, że prawdziwe więzienie kryje się w strachu, a nie w miłości.