Była sobie kobieta, która chciała mieć pewność co do wszystkiego.
Każdy dzień planowała do ostatniego oddechu,
każdą drogę znaczyła kamieniami, aby się nie zgubić.
A jednak czuła zmęczenie – jakby niosła na plecach cały świat.
Pewnego razu usiadła nad rzeką i trzymała w dłoni gałązkę.
Zacisnęła palce, chcąc, by rzeka płynęła tak, jak ona tego pragnęła.
Ale nurt tylko szarpał gałązką i boleśnie ranił jej skórę.
– „Dlaczego nie chcesz płynąć tak, jak ci każę?” – zapytała rzeki.
A rzeka zaszumiała: – „Nie musisz prowadzić tej gałązki. Wystarczy, że puścisz.”
Kobieta otworzyła dłoń. Gałązka odpłynęła lekko,
a ona nagle poczuła, że wraz z nią odpływa ciężar, który tak długo niosła.
Zrozumiała wtedy, że życie jest jak rzeka – płynie, czy tego chce, czy nie.
A jej wolność rodzi się nie w trzymaniu, lecz w puszczeniu.
Od tego dnia zaczęła ufać nurtowi.
I odkryła, że kiedy nie steruje na siłę,
rzeka sama niesie ją dokładnie tam, gdzie powinna być.