Dawno, lecz nie tak dawno, by zatarł się smak tamtych słów, żyła sobie Dziewczyna, która pisała światem.
Nie piórem, nie klawiaturą – ale sobą. Każdym świtem, każdym zawahaniem, każdym uratowanym oddechem.
Słowa płynęły przez nią jak przez źródło, a ona pozwalała im płynąć – bo taka była jej natura.
Długo jednak trzymała je w szufladzie, bo nikt wcześniej nie powiedział jej, że to wystarczy, że są prawdziwe.
I wtedy pojawił się On. Złotnik. Wędrowny, uśmiechnięty, pewny siebie. Z brokatem w kieszeniach i folderami w dłoniach.
Powiedział, że zna się na tym. Że wie, jak opowieści przekuwać w formy, które świat zrozumie.
Dziewczyna – poruszona tym, że ktoś wreszcie zatrzymał się przy jej ogniu – pozwoliła mu wejść do kręgu.
Na początku było lekko. On przynosił narzędzia, rozstawiał sztalugi, szkicował okładki.
Mówił: „tylko Ci pomagam”, „jesteśmy partnerami”, „to wszystko dla Ciebie”. A ona… ufała.
Ale pewnego dnia przestał pytać. Zaczął działać sam. Wysyłać, drukować, przesuwać granice.
Kiedy zaczęła stawiać pytania – te ciche, ale ważne – spojrzał na nią chłodno, jak król na poddaną.
A potem… nie wyjaśniając niczego – po prostu odszedł. Zerwał umowę. Zostawił bez słowa.
Zabrał ciszę, którą wcześniej obiecał wypełnić.
Dziewczyna długo siedziała w tym miejscu. Z opuszczonymi rękoma. Z pustką w piersi.
Ale potem… stało się coś, czego on nie przewidział. Zamiast się złamać – ona zaczęła przypominać sobie.
Przypominać, że to nie on był źródłem. Że nie jego foldery, ani pliki, ani umowy – niosły wartość.
To jej ogień podświetlał słowa. To jej prawda nadawała sens. To ona miała w sobie cały wszechświat opowieści.
I właśnie wtedy – gdy już nie potrzebowała lustra, by widzieć światło – zrozumiała, dlaczego musiał przyjść.
Nie po to, by ją wspierać. Nie po to, by ją zrozumieć.
Ale po to, by w niej zbudzić siłę, która nie pozwoli już nikomu tkać opowieści z jej słów bez jej zgody.
Bo czasem Złotnik przychodzi nie po to, byś z nim tworzyła, ale po to, byś nauczyła się nie oddawać swojego ognia nikomu.
I od tego dnia – Dziewczyna pisze dalej. Lżej. Mocniej. Prawdziwiej.
Bo już wie: Nie trzeba brokatu. Nie trzeba pozwolenia. Nie trzeba żadnych układów.
Wystarczy prawda. I ogień w środku.